Dzisiaj jest: 19 Marzec 20244,463,454 Unikalnych wizyt









Archiwum www.hutnik.krakow.pl:





Zapamietac?

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Fan Zine "Tylko Hutnik - sezon 99/00"


4/99 (sierpień '99)

ŚLĄSK WROCŁAW - HUTNIK 1-0

Do Wrocławia wyjeżdżamy autokarem o godzinie 11 w sile 39 szala. W drodze spokojnie, poza tradycyjnymi promocjami. Po wjeździe do Wrocławia przyczepia się do nas ekipa ZOMO i odprowadza na stadion. Przed meczem pały wymyślają sobie jeszcze, żeby wszystkich spisać, przez co spóźniamy się na mecz. Przed samym spotkaniem żadnych dymów, tak samo jak w trakcie i po jego zakończeniu. Na stadionie nie działo się nic ciekawego. Śląska było według spikera 5,5 tysiąca, według innych źródeł (w tym gazet) - 7 tysięcy. Młynek liczył, na oko pijanego kibica, około 300 szala. My wywiesiliśmy 4-metrowe barwy i jedna małą flagę. Jednak doping z naszej strony dobry. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Opole, w którym to miejscowa Odra grała tego wieczoru mecz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Do Opola wjechaliśmy w momencie gdy ze stadionu wychodziła główna grupa kibiców Odry. Wjeżdżamy w sam środek tego tłumu i zaczynamy śpiewać różne piosenki na Odrę, licząc na jakiś mały dym. Miejscowi się chyba trochę spietrali, bo nikt nie wyskoczył. Chcieliśmy podjąć jakąś akcję, ale kierowca miał cykora, gdyż został spisany na jednej z promocji i mógł mieć nieprzyjemności z sukami. Do Krakowa dojeżdżamy około 2 w nocy. Podsumowując wyjazd trochę nudnawy.

GKS BEŁCHATÓW - HUTNIK 2-0

Na wyjazd do Bełchatowa umawiamy się o godz. 12 pod NCK. Do autokaru pakuje się około 60 osób. Wyjeżdzamy niestety dopiero przed godz. 13. Oprócz autokaru do Bełchatowa wybierają się również 3 osobowe. W drodze natykamy się na blokadę rolników-zwolenników Leppera, którą pokonujemy bez problemów - 50 osób wysiada z autokaru i siłą zajmuje lewy wolny pas, a za nimi jedzie autokar. Jeszcze tylko kilka promocji i zjawiamy się na bełchatowskim obiekcie. Spóźniamy się jednak dobre pół godziny i na stadion wchodzimy, gdy nasi pupile przegrywają już 0:1. Na stadionie czekała już na nas cała ekipa z osobowych - ok. 15 osób. Młynkowy sektor GieKSy przedstawia się tragicznie, jest ich co najwyżej tylu co nas, a doping z ich strony (choć ich pupile wygrywali przez całe spotkanie) dużo gorszy od naszego. Po przegranym meczu ładnie zachowują się piłkarze, którzy podchodzą do sektora, przybijają "piątki" i dziękują za doping. Głośne "czy wygrywasz czy nie..." z naszej strony trwa nieprzerwanie kilka dobrych minut. Droga powrotna okupiona wieloma obfitymi promocjami, na którejś to z nich dajemy się złapać pałom, które twierdzą że nie puszczą nas dalej, póki nie oddamy 3 litrowej (!) butelki Smirnoffa... hehehe... Później dostaje się jeszcze dziadkowi, który jedzie bez świateł i przed północą meldujemy się w Krakowie. Podsumowując, mecz to kicha, jednak droga powrotna - zajebista!

5/99 (wrzesień '99)

Co u nas słychać?

HUTNIK - GKS KATOWICE 0-1

Na ten mecz szykowaliśmy się od dość dawna. Chcieliśmy godnie przywitać naszych dawnych sztamowców, licząc przy okazji, że stawią się licznie, nie sprawią nam zawodu i podejmą konfrontację. Przynajmniej co do jednego nie myliliśmy się. Przyjechali dwoma przegubowymi autokarami w sile ok. 250 osób. Przed meczem robiliśmy pod nich podchody, z których jednak nic nie wynikło. Daliśmy sobie więc chwilowo spokój zbierając większe siły. Podczas meczu GieKSa siedziała cicho jak mysz kościelna (oprócz kilku okrzyków na początku I i II połowy), czym nas bardzo zaskoczyła. Razem z GieKSą przyjechała kozacka śląska policja, której nienawidzimy i która blokowała nam dojście pod sektor GKS. W końcu miarka się przebrała i decydujemy się przypuścić szturm na psiarnię. Ślązacy wydają się być zaskoczeni siłą natarcia i powoli się wycofują. W ich kierunku leci grad kamieni, powyłamywanych kawałków ławek i sztachet. Licziliśmy po cichu na jakąś reakcję ze strony GieKSy, ale podczas gdy my napierdalaliśmy się pałami ich było stać tylko na bicie brawa i okrzyki w naszą stronę: "chodźcie do nas!". Hanyska psiarnia zawołała posiłki i zdołała tymczasowo opanować sytuację pod zegarem blokując nam dojścia do GieKSy. Zmieniamy więc front. Próbujemy zajść GieKSę z drugiej strony, ale do walki włączają się tym razem krakowskie pały. W rezultacie nie udaje nam się przerwać szczelnego kordonu otaczającego młynkowy sektor GKSu. Co nas zdziwiło przez cały czas zadymy (jakieś 10-15 minut) GieKSa nawet nie próbowała podjąć żadnej akcji, choć większość policji jej pilnującej została ściągnięta do walki z nami. W drugiej połowie część naszych próbuje podjąć akcję od strony krzesełek. Z kolei my znowu atakujemy psiarnię, która z początku jedynie się broni, a później przechodzi do pacyfikacji. Rannych zostaje kilku pałkarzy i jeden kibic od nas. Po meczu czaimy się jeszcze na przyjezdnych, ale pozostają pod eskortą. Całe te zajścia opisał później krakowski Dziennik Polski:

Chuligani w akcji. Ekscesy na Suchych Stawach

"Podczas II-ligowego meczu piłkarskiego Hutnik - GKS Katowice doszło do chuligańskich wybryków młodocianych kibiców gospodarzy. Tuż przed przerwą i w połowie drugiej części gry zaatakowali oni pilnujących porządku policjantów kamieniami, kawałkami metalu i fragmentami wyrwanych z trybun plastikowych siedzeń. 4 policjantów odniosło lekkie obrażenia. Chuligani usiłowali przedostać się do sektora zajmowanego przez wzorowo zachowujących się kibiców gości, ale zostali powstrzymani przez policję. Okrążeni przez policjantów wmieszali się w tłum widzów. Po meczu sympatyków GKS odprowadzono pod eskortą do podstawionych autobusów. (FIL)"

Tak całą sprawę widziało SE:

Demolka na Hutniku

"Do Krakowa przyjechała duża grupa szalikowców GKS Katowice. Umieszczono ją w oddzielnym sektorze i otoczono policyjnym kordonem. Przed meczem katowiczanie, którzy zachowywali się spokojnie, zostali zaatakowani przez krakowian, ale policja szybko uspokoiła chuliganów. Rozwścieczeni nieudanym atakiem miejscowi szalikowcy zaczęli w pierwszej połowie meczu wyłamywać ławki w jednym sektorze, a gdy podeszła do nich policyjna grupa bojowa, zaatakowali ją deskami i kamieniami. Walki trwały przez kilka minut. Po przerwie banda miejscowych szalikowców po raz drugi przypuściła atak na policjantów, na których posypały się znów deski i kamienie. Jeden sektor na stadionie został poważnie zniszczony."

A tak tę zadymę opisał Głos - Tygodnik Nowohucki:

"[...]Tymczasem w I połowie młodzi kibice Hutnika zaczęli niszczyć ławki - rzecz dla normalnych ludzi niezrozumiała, dlaczego ta hałastra niszczyła martwe przedmioty i do tego na własnym stadionie - po czym ruszyli do ataku na policję. Przepychanki i gonitwy z policją na koronie stadionu zakończyły się dopiero około 70 min. spotkania. Czterech funkcjonariuszy odniosło lekkie obrażenia i, co najbardziej śmieszy, swiadcząc o nieudolności policji, zatrzymano pięciu chłopców w wieku 11-15 lat. Nie złapano natomiast starszych chuliganów, tych którzy najwięcej niszczyli i bili się z policjantami. (dan)"



Warto dopowiedzieć, iż dowiedzieliśmy się (od naocznego świadka), że jedno z w/w dzieci zostało zatrzymane za... otwieranie okna w tramwaju i kłótnie z przeciwstawiającą się temu babcią. Pozostawimy to bez komentarza, może poza jednym zdaniem: polska policja znów pokazała na co naprawdę ją stać.

6/99 (październik '99)

GRUNWALD RUDA ŚL. - HUTNIK 2-0

Na mecz do Rudy Śl. wyjeżdżamy w sile 29 szala autokarem. Podróż mija szybko i bez przygód. Pod stadionem kroimy dwóch gości z szalików Grunwaldu. Na meczu wywieszamy 3 flagi, w pierwszej połowie ciągniemy doping. Na drugą połowę dojeżdża 3 fanów Hutnika pociągiem, i na stadionie jesteśmy już do końca w sile 32 szala. Grunwald nie ma młyna, ani żadnych flag. Na meczu zjawiają się również kibole Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze, którzy stoją obok siebie w szalach - paranoja. Przez całą drugą połowę wyzywamy się z hanysami. Do białej gorączki doprowadzają nas ich teksty w stylu: "Polska dla Niemców" i "Deutschland uber alles". Po meczu wracamy prosto do Krakowa, gdzie ustawiamy się na wracających z meczu kibiców wisły.

KORONA KIELCE - HUTNIK 3-2

Oficjalne stanowisko kieleckiego klubu mówiło o tym, iż kibice przyjezdni nie zostaną na ten mecz wpuszczeni, pomimo to część z nas postanawia jednak jechać. Do Kielc wyjeżdżamy więc pociągiem jedynie w 17 osób (3 zostało zwiniętych na dworcu przez psiarnię za rozdupcenie jakiejś szyby). Powiedzmy to delikatnie - ekipa była bardzo mieszana. Droga minęła spokojnie i ok. godz. 12 byliśmy w Scyzoryklandzie. Tam, przez nikogo nie niepokojeni, wychodzimy do centrum i bez obstawy pał, ze śpiewem na ustach kierujemy się na stadion. Podczas drogi dołącza się do nas samochód z dwoma policjantami. Gdy przechodzimy koło jakichś blokowisk dostrzegamy uzbrojonych kibiców Korony, biegających między blokami. Chyba chcieli się zrewanżować za wpierdol, jaki dostali podczas naszej wcześniejszej wizyty w ich mieście (rozumiemy ich - cóż to musi być za porażka, bać pokazać się w szaliku kilometr przed własnym stadionem - ale wtedy było nas 160, a nie jak teraz - 17). Jednak podchody pod nas robili tak nieudolnie, że zjechała się psiarnia i ich rozpędziła. Bez kłopotu wiec dotarliśmy na ich stadion. Ochroniarze widząc na co się szykuje, postanawiają, że niegłupio by było gdyby nas jednak wpuścili. Na meczu nic się nie działo. Na stadionie nędzne 200-300 osób, a i młynek Korony przedstawiał się tak jak na nich przystało, czyli go nie było. Do naszego sektora doszło w czasie meczu 3 kibiców, którzy przyjechali samochodem. Po meczu zostaliśmy przewiezieni wesołą więźniarką na dworzec, gdzie znów znaleźli się kibice kieleccy, którzy prawdopodobnie zrezygnowali z oglądnia meczu na rzecz odwetu na nas. Gdy spostrzegli, że na dworcu niewiele zdziałają, gdyż obstawa pał była zbyt duża (czterech 50-letnich SOKistów i tyleż samo zomowców) udali się pociągiem na stację w Jędrzejowie, gdzie czekali na nas ponad 2 godziny. Gdy w końcu doczekaliśmy się na pociąg do Krakowa, SOKiści zapakowali nas do przedsionka po czym sami w sile 2 (!) zapakowali się z nami jako "obstawa". Po dojechaniu do stacji w Jędrzejowie SOKiści wysiedli (?!) i wtedy namierzył nas zwiad Korony. Zaraz potem nastąpił frontalny atak ok. 30-50 uzbrojonych scyzoryków, w wyniku czego tracimy szal i plecak z parasolką w środku. Po akcji nagle pojawiły się większe siły SOKistów, którzy byli bardzo zaskoczeni, iż "to nie byli nasi kibice". Dalsza droga mija już spokojnie i ok. godz. 20 meldujemy się w Krakowie, gdzie na dworcu czekają na nas bardzo liczne oddziały ZOMO. Podsumowując, wyjazd nie należał do najlepszych. Korona powiedzmy, że zrewanżowała się za czerwcowy wpierdol jaki dostała koło swojego stadionu, więc jest prawie 1-1. Prawie, gdyż to my odprawiliśmy w czerwcu ich jednego kolesia w stanie ciężkim do szpitala (przy okazji krojąc kilku scyzoryków), a oni teraz zyskali 1 szal i parasolkę. W sumie okazało się, że jak przypuszczaliśmy - Korona nie ma zbyt dużej siły bojowej, i trochę większa ekipa dałaby sobie spokojnie z nią radę. Może jedynym małym plusikiem naszego wyjazdu jest to, iż w ogóle na niego pojechaliśmy - są takie ekipy w Polsce, które zbierają się nawet w wiele lepszej liczebnie i jakościowo grupie jednak nie decydowały się jechać na wyjazd, na którym jasne było, iż będzie się coś dziać. Teraz czekamy na Koronę w Krakowie, zobaczymy co tutaj sobą zaprezentują - zapewne to co zawsze, czyli niewiele.

RAKÓW CZĘSTOCHOWA - HUTNIK 1-0

Do Częstochowy jedziemy autokarem, busem i czterema samochodami. Przed meczem ekipa samochodowa kroi jeden szal Rakowa. Na stadionie melduje się nas 80 szala, wywieszamy kilka flag. Młyn Rakowa to ok. 50 osób, ciągną cienki doping, wywieszają kilka flag. Pod koniec pierwszej połowy próbujemy wydostać się z klatki, w której znajduje się nasz sektor. Próbujemy wyłamać kraty dzielące nas od kibiców Rakowa, lecz wtrąca się do tego ochrona i policja, która uniemożliwia nam wydostanie się z sektora. Po meczu psiarnia odprowadza nas do aut, gdzie dochodzi do dymu z pałami, w wyniku czego zwijają jednego gościa od nas. Po oświadczeniu psom, że nigdzie bez niego nie jedziemy, wypuszczają go. Do Krakowa wracamy pod eskortą policji.

7/99 (listopad '99)

LECHIA GDAŃSK - HUTNIK 2-1

Do Gdańska wybieramy się w 3 osoby koleją żelazną, w piątek. Dzień wcześniej wybiera się jeszcze 7 kibiców, którzy jednak, jak się później okazało - nie wiadomo dlaczego, na stadion nie docierają. Podróż schodzi nam w nudach - 700 km jednak swoje znaczy. Po przyjeździe przez całe popołudnie włóczymy się po Trójmieście. Wieczorem totalnie imprezujemy u przyjaciół w Gdyni. Mecz był na następny dzień o godz. 12, więc z rana dopierdalamy z Gdyni szybko na Dworzec Główny w Gdańsku, a stamtąd kolejką do stacji Wrzeszcz. Chcemy wejść 'od góry' na sektor przyjezdnych, ale nas skurwysyny za nic nie chcą wpuścić. Mówią, żebyśmy schowali szale i wchodzili głównym wejściem. Po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się, że Lechia nie przygotowała dla nas w ogóle sektora, a kto nie był na Traugutta, niech wie, że sektor ten normalnie nie jest jakoś specjalnie wyznaczony - właściwie w ogóle go nie ma - parodia. Jakiś pałkarz z kolei pilnujący wejścia od góry z rozbrajającą szczerością każe nam 'spierdalać do Krakowa'... Zlewamy go śmiechem i szukamy dalej wejścia. Zrezygnowani, z przymusu wchodzimy incognito. Przy wejściu jakichś 5 ochroniarzy popijając browce sprawdza bilety - i tu pierwsze zaskoczenie - ŻADNEJ KONTROLI! Na mecz moglibyśmy wnieść nawet po siekierze, i tak by nie zauważyli. Na stadionie spotykamy jeszcze jednego kibica HKSu, który przyjechał do Gdańska w tym samym dniu. Sporo przeżył. Miał ostre przejścia w Tczewie z Lechią, a później na koronie stadionu z Młodymi Orłami i starą bojówą Lechii. Dopadli go jak niczego sobie chodził w szaliku Hutnika po stadionie. Dorwali go samego w kilkunastu i za to, że się bronił - nie zabrali mu szala. O meczu nie ma właściwie co opowiadać - był to po prostu komizm w wykonaniu naszych piłkarzy - grali naprawdę beznadziejnie, choć pewien duch w drużynie było już widać. Duch to jednak za mało, gdy umiejętności brak. Jeśli chodzi o doping ze strony Lechii to do momentu strzelenia przez ich zespół bramki - delikatnie mowiąc właściwie nie istniał (brak młyna). Później zaczęli się nawet zbierać w kupę i coś tam pokrzykiwali (była nawet raca!), ale szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się czegoś więcej. Po meczu w nienajlepszych nastrojach wracamy z Dworca Głównego w Gdańsku pociągiem do Krakowa. Jeśli chodzi o nas to trzeba przyznać, że daliśmy ciała. Widać, nie potrafimy się zorganizować i zmobilizować na najdalsze wyjazdy. Powinniśmy brać przykład np. z takiego GKS Katowice, który załatwił sobie zajebisty środek transportu, i w Gdańsku zameldował się silną ekipą - około 250 szala.

Podsumowanie Rundy

Podsumowując rundę jesienną od strony piłkarskiej KS Hutnik Kraków wypadł bardzo blado, ale cóż po klubie, który zamiast sponsora ma zarząd z lepkimi łapami nie można się chyba więcej spodziewać. Od strony kibicowskiej również trzeba obiektywnie przyznać, że bywało lepiej. Byliśmy na każdym wyjeździe, lecz ilości kibiców na poszczególnych wyjazdach nie zwalają z nóg. Największym wyjazdem był Raków Częstochowa, na którym była ok. 80 osobowa ekipa kibiców HKSu. Nie jest to oszałamiająca liczba biorąc pod uwagę wyjazdy z zeszłych lat, a równie dalekie (Korona Kielce - ok.160 , Unia Tarnów - ok. 250). Właśnie wyjazd do Kielc jest przykładem zmniejszającej się frekwencji na wyjazdach Hutnika. W czerwcu w sezonie 98/99 do Kielc zawitało ok. 160 kiboli z Nowej Huty. Niestety po awanturach w centrum, kiedy to ganialiśmy za kibicami Korony po calym mieście, jak również w okolicach stadionu, zostaliśmy przez milicję wywiezieni poza teren miasta i przetrzymani tam do czasu zakończenia meczu. Zadymy te były opisywane niemal we wszystkich małopolskich gazetach, jak rownież w radio i TV. Korona nie podjęła walki, zresztą trudno im się dziwić - mieli małe szanse. Jednak w obecnym sezonie, dokładnie 5 miesięcy po tamtym wyjeździe znów Hutnik Krakow miał grać z Koroną. Do naszego klubu przyszedł fax, iż kibice gości na ten mecz nie zostaną wpuszczeni, jednak wybrało się 20 osób (8 razy mniej niż 5 miesięcy wstecz!!!) - niestety byli to głównie tzw. sympatycy, a nie prawdziwi hools, którzy na ten wyjazd nie pojechali. Na mecz jednak po krótkiej wymianie poglądów z porządkowymi zostaliśmy wpuszczeni, a w drodze powrotnej Korona wpadła do pociągu, krojąc jednemu z nas szalik. Wiele nie ucierpieliśmy, ale to trochę obciach dać się skroić takim leszczom - choć biorąc pod uwagę ich sporą przewagę liczebną, czujemy się choć trochę usprawiedliwieni. Wracając jednak do Korony - wpadł nam w ręce jeden z numerów zina Korony "Złocisto-krwiści". Jest tam opisany mecz Hutnik Kraków - Korona Kielce, rozgrywany na Suchych Stawach. Napisane było tam coś w stylu, iż zostaliśmy przegonieni przez kielczan, gdy próbowaliśmy ich zaatakować. Otóż nic bardziej błędnego. Po pierwsze - nikt nikogo nie atakował, staliśmy obok sektora przyjezdnych, czekając na Koronę, która jednak nie kwapiła się do wejścia na sektor bez obstawy policji. Po drugie - nie zostaliśmy pogonieni przez tych bodaj 20 - 30 kibiców z Kielc, lecz po krótkiej przepychance z pałami daliśmy tym maminsynkom spokój. Kibice Korony przez cały czas pobytu przy ul. Ptaszyckiego zachowywali się łagodnie jak baranki.

Słabo również wypadł wyjazd do Rudy Śląskiej, na tamtejszy Grunwald (32 kibiców z Krakowa) i wyjazd do Kietrza na Włókniarz (18). Wyjazd do Wrocławia, na Śląsk również nie był wyjątkiem i pojawiło się tam tylko 39 kibiców na sektorze i ok. 10 z partyzanta na koronie stadionu. Jednak najgorzej wypadliśmy w Koninie (4) i Gdańsku (1+3 incognito - brak sektora gości dla 4 osób). Byliśmy również w Iławie (9), Bełchatowie (ok. 75), Stalowej Woli (ok. 30) i Łęcznej (25). Na meczach u nas działo się też trochę. Szczególnie na meczu z GKS Katowice, rozpętała się duża zadyma z policją, gdy probówaliśmy się dostać do sektora z ok. 250 dziuroludkami. Zadyma ta była opisywana we wszystkich małopolskich gazetach, jak i innych środkach masowego przekazu. Do kilku incydentów z pałami i ochroną doszło jeszcze na meczu z Polarem Wrocław, po których to grożono nam zamknięciem stadionu. Ciekawie było również ostatnimi czasy w Nowej Hucie podczas meczów wisły. Na wracających i wybierających się na mecze tego milicyjnego klubu zawsze czekały ekipy kiboli Hutnika, czego wynikiem jest skrojonych ok. 90 szali, które spłoną na meczu ze Śląskiem. Podsumowując rundę, zyskaliśmy ok. 50 szali wisły, dwa Grunwaldu Ruda Śląska, 1 Rakowa, kilka Cracovii, straty trudno ocenić, ale jest to na pewno kilka-kilkanaście szali.

1/00 (luty 2000)

WISŁA - HUTNIK 4-3
(sparing)

Sobotni mroźny poranek nie rozpoczął się zbyt obiecująco - na umówione miejsce spotkania na pół godziny przed meczem stawiło się kilkanaście osób, kiedy nadeszła chwila odjazdu z ledwością zapełniliśmy znajomy autobus prowadzony przez niezastąpionego S. Szczególnie zawiedli nasze nadzieje 'starzy', których reprezentacja pojawiła się w liczbie 4-5 osób, już to powninno nas skłonić do chwili refleksji... Nie skłoniło, wesoła gromadka uzbrojona w kilka kijów i niewielką ilosć innego sprzętu (m.in.1 kilof, który pozostał bezużyteczny w autokarze) wyruszyła w stronę Zabierzowa. Po przyjeździe na miejsce i wydaniu kilku przyjaznych okrzyków w stylu "cześć, cześć, cześć Huta wita wieś!!!" ruszyliśmy niezbyt zwartą grupą w stronę furtki stadionu. I tu właściwie możnaby zakończyć opis wyjazdu. Jednak przez wzgląd na przysięgę obiektywności - należy kontynuować. Od strony stacji PKP, a także ze stadionu ruszyła ku nas dziarskim krokiem spora (w sumie ok. 150 szt.) grupa dobrze uzbrojonych 'sparringpartnerów'... Od tej pory, aż do końca meczu (a nawet dłużej) trwały gonitwy i walki - cóż, łomot dostaliśmy sromotny, ale jak podkreśliły "niezależne źródła" pojawiliśmy się tam gdzie się nas nie spodziewano - czyli - Gumiory nie tak do końca cykory...

2/00 (marzec 2000)

HETMAN ZAMOŚĆ - HUTNIK 1-1

Pierwsza kolejka rundy rewanżowej sezonu 1999/2000 odbywała się w zimowej scenerii. Spotkaliśmy się około g. 6.00 rano i wyruszyliśmy na wschód. Podróż odbyliśmy w dwóch grupach - 4 osoby fiatem i 17 busem. Poza małymi incydentami kaskaderskimi na lodowej nawierzchni i nieudanym porannym połowie szalika w Stalowej Woli podróż odbywała się bez większych rewelacji - no może jeszcze warto wspomnieć o totalnej i doszczętnej alkoholizacji ekipy "busowej". Pewnie właśnie dlatego ta grupa przybyła na stadion Hetmana z 40 minutowym opóźnieniem, ale za to wymachując zdobytym szalikiem Motoru Lublin (łączonym ze Śląskiem W.) Podczas meczu na stadionie panował spokój do tego stopnia, że W. oraz Młody Cz. bez problemów przeszli naokoło korony stadionu - ostatnie 200 metrów donośnie dopingując Hutniczą Drużynę. Wynik meczu (1:1) przekroczył nasze oczekiwania, więc w dobrych humorach wyruszyliśmy w drogę powrotną. Ta minęła pod znakiem tradycyjnych promocji. Należy wspomnieć, że "co się odwlecze..." - w Stalowej Woli 2-osobowy pościg zakończył się pełnym sukcesem - zdobyciem szala Stali. Generalnie wyjazd został przez nas oceniony na 7-8 punktów w skali 10-stopniowej.

ODRA OPOLE - HUTNIK 3-1

Do klubu przychodzi faks z Opola, mówiący o niewpuszczaniu przez Odrę na jej stadion kibiców przyjezdnych, w wyniku czego naszych w Opolu - 0.

Co u nas słychać?

HUTNIK - ŚLĄSK 3-1

Mecz Hutnika ze Śląskiem nie był zwykłym meczem. Wiedzieliśmy, że kibice wisły będą chcieli zaprezentować się przed swoimi wrocławskimi przydupasami. Od kilku dni wiślacy szumnie zapowiadali triumfalny przemarsz na stadion Hutnika, a także wjazd na nasz sektor i skrojenie naszych flag. Wiedząc o tym staraliśmy się przygotować jak najlepiej do czekającego nas wyzwania. Stadion został "uzbrojony", zadbaliśmy również o oprawę pirotechniczną, a także odpowiednie efekty wizualne (ale o tym później).
Na umówione miejsce spotkania przybyło ok. 70-80 wtajemniczonych osób w pełnym uzbrojeniu. Niestety patrolujące okolice suki wywąchały co się święci i pozbawiły nas kilku rekwizytów, a także uniemożliwiły jakiekolwiek przedmeczowe polowania. Pod stadion dotarliśmy na godzinę przed rozpoczęciem meczu w około 100 osobowej grupie. I tutaj popełniliśmy pierwszy błąd strategiczny. Około 40 osób, które jako pierwsze weszły na stadion sprowokowały atak połączonych sił wisły i Śląska (wtedy ok. 100-150 szt.), oczywiście zakończyło się to ogólnym spierdalaniem poza stadion, gdyż grupa czekająca przed kasami została skutecznie przyblokowana przez pały. Aby nie wpędzić naszych przeciwników w zbytnie zadowolenie natychmiast po wejściu wszystkich na stadion dozbroiliśmy się w uprzednio przygotowany sprzęt i ruszyliśmy przez murawę w stronę sektora gości (ochranianego "od góry" przez pały - zdjęcie pochodzi z drugiego wpadu na murawę) - co ciekawe zauważyliśmy lekki popłoch - włącznie z cofaniem się - wśród młodzieży mieniącej się Debilsami.

Drugi wpad na murawę i atak na policję...


Skuteczne starcie uniemożliwiła interwencja policji, która wparowała na murawę - więc incydent zakończył się rzuceniem kilkunastu brech. Po pewnym czasie rozpoczął się mecz - sektor gości zajmowało już ok. 250 szt. (połączone siły Śląska i wisły wywiesiły aż dwie flagi), a na naszym sektorze dopingowało ok. 350 szalikowców.



Co pewien czas wybuchały petardy i granaty (!) hukowe. W 35 minucie meczu rozpaliliśmy Wielką Bertę - naprawdę dużą świecę dymną.



A pod koniec pierwszej połowy w sektorze gości można było zaobserwować niesamowite "skakanie gula" - było to spowodowane pokazem, który dla nich urządziliśmy: najpierw zdjęliśmy nasze flagi, a następnie zastąpiliśmy je szalikami, flagami, i koszulkami wisły i zaprzyjaźnionych z nią klubów.



Na całej długości krat przed zajmowanym przez nas sektorem powiewały zdobyczne barwy. Na stadionie zrobiło się biało od wytrzeszczonych przez gości oczu. Ale to nie był jeszcze koniec. Na początku drugiej połowy meczu wszystkie rekwizyty zostały oblane benzyną i podpalone. To był prawdziwie budujący widok.




Kibice gości zostali wyprowadzeni i wywiezieni przed końcem meczu co zapobiegło ponownym utarczkom. Z resztą chyba nie mieli już na nie zbytniej ochoty, gdyż Hutnik wygrał 3:1 zaś wieści z Radzionkowa (4:1 dla Ruchu) nie nastrajały wiślaków bojowo.



Celującą ocenę meczu (szczególnie przygotowanie atrakcji przez młodzież) musi obniżyć (tradycyjnie już) postawa Starszyzny, która kolejny raz przedłożyła grzmocenie piwa w knajpach nad godne reprezentowanie Hutniczych barw.

> Więcej zdjęć z meczu Hutnik - Śląsk <

POLONIA BYTOM - HUTNIK 1-1

Sobota, 25 marca, o godz. 12.00 wyjechaliśmy do Bytomia dwoma samochodami (10 ludzi). Podróż minęła szybko (tylko 101 km) i bez przygód, choć rozglądaliśmy się w Olkuszu, czy jakiś zabłąkany "piesek" nie wybiera się na mecz do Krakowa (wisła-Groclin). Na stadion przyjechaliśmy o pół godziny za wcześnie, więc kilku z nas wybrało się do pobliskiego sklepu po piwo. Przed stadionem pustki, nie widać żadnych kiboli Polonii. Weszliśmy na stadion, ochrona prawie żadna, przemyciliśmy ze sobą kilka browarów, a w przerwie gorzałkę. Po dziesięciu minutach meczu na sektorze bytomskim zebrała się (wreszcie!!!) grupa kiboli (około 100 osób), wywiesili jedną flagę, po czym ją zdjęli (nie wiadomo dlaczego). Przez cały mecz padał deszcz więc może bali się o jej stan (marnie wyglądała). Nasi piłkarze niesieni dopingiem dowieźli remis, więc byliśmy uradowani, choć wyjazd nie skończył się dobrze dla kilku z nas (nie za sprawą miejscowych fanów). Otóż pod koniec meczu pały wyczaiły u nas środki dopingujące i dwóch delikwentów musiało spędzić noc w miejscowym hotelu (izba wytrzeźwień). Po meczu kibice Polonii rozeszli się do domów, więc udaliśmy się w drogę powrotną. Ogólnie wyjazd niezły, choć liczyliśmy na przybycie jeszcze kilku głów (autobus?).

3/00 (kwiecień 2000)

KSZO - HUTNIK 0-0

Niedzielny poranek powitał nas pochmurną, deszczową pogodą. Wyruszyliśmy w kilku grupach: pełny autokar, 2 samochody i 8 sztuk pociągiem. Spora ilość starszyzny spowodowała znaczną alkoholizację ekipy. Do Ostrowca grupa autokarowa dotarła bez żadnych przygód, za to z kilkuminutowym opóźnieniem. Tutaj czekała już wiara z aut i PKP. W sumie dotarło nas na mecz 73. Ładny ostrowiecki stadion wypełniło ok. 5 tys. ludzi, jednak w tzw. młynie dostrzegliśmy jedynie podobną do naszej liczbę kibiców. W przerwie meczu lokalni szalikowcy niesamowicie knuli po lewej stronie naszego sektora (szkoda tylko, że nie byli na tyle odważni, żeby pokazać się w Krakowie u nas w poprzedniej rundzie), mieli wyraźny zamiar połakomić się na nasze flagi atakując od strony murawy. Jednak obecność 3 ochroniarzy przed ogrodzeniem skutecznie ostudziła ich chuligańskie (huehue) plany. Nasza aluzja w drugiej połowie aby "zrobili zadymę" nie padła na podatny grunt. A teraz kilka słów o meczu. Hutnicy grali naprawdę pięknie, mnóstwo kontr, strzałów i indywidualnych akcji, Ambrosiewicz bronił jak w transie (niektórzy sugerowali, że wziął przykład z Majdana w sobotnim meczu Pogoń - wisła), doceniliśmy jego postawę wielokrotnie skandując jego imię i nazwisko. Niezbyt dobrą formę pokazał arbiter, krzywdząc jednak równo obie strony - nie zauważył faulu na napastniku gospodarzy w polu karnym Hutnika oraz ewidentnej ręki obrońcy KSZO w drugiej połowie spotkania. Poza tym nieźle "wykartkował" naszą jedenastkę... Po meczu zero agresji ze strony lokalnych. Policja eskortuje nas ok. 30. km, następnie rozpoczyna się festiwal promocji. Jednak "co za dużo to niezdrowo" - po kolejnej wizycie w przydrożnej budzie szumnie nazwanej grill-barem dopada nas pościg 3 radiowozów, po ok. 40 min. jeden z członków starszyzny (chwała mu za to) decyduje się na załagodzenie sprawy z właścicielami. Do Krakowa docieramy ok. 22.30. Ocena wyjazdu 5/10 - byłoby więcej gdyby nie promocyjny przypał.

4/00 (maj 2000)

GKS KATOWICE - HUTNIK 2-0

Na wyjazd do Katowic grupa pociągowa umawia się na zbiórkę o 12.30 na Placu Centralnym. Ruszamy po g. 13.00 tramwajem linii 4 w sile ok. 70 szala. Wysiadamy na ul. Lubicz i maszerujemy ze śpiewem na ustach w kierunku Dworca Głównego. Z Krakowa wyjeżdżamy koło godz. 14 już z obstawą psiarni, która dopierdala się do nas na dworcu. Podróż mija bez przygód, jedynie w Jaworznie czai się 5 kolesi z GieKSy, ale nasi wypadają i tamci spierdalają, robiąc później groźne miny zza muru. Dojeżdżamy do Katowitz koło g. 16 i tam przejmuje nas z kolei śląska psiarnia, która pakuje nas do kolejki miejskiej. Po wyjściu z kolejki fundują nam ciekawą wycieczkę krajoznawczą po Katowicach. Mijamy małe grupki GieKSy, które jednak nie kwapią się do starcia. Pod stadion docieramy jakieś pół godziny przed meczem i tam czekamy, w nadziei, że uda się naszym wynegocjować niższe ceny biletów. Gdy tak sobie czekamy z góry patrzy się na nas ok. 100 sztuk GieKSy. W pewnym momencie zbiegają na dół i zaczyna się kilkusekundowa wymiana kamieni, po której wpada aż 10 pałkarzy i GieKSa potulnie się zmywa. Z naszej strony słychać jedynie śmiechy, bo naprawdę dziuroludki rozkręciły "zadymę" na ich poziomie. W chwilę potem przyjeżdzają trzy nasze nyski z 45 kibolami w środku. Zostajemy skutecznie od nich odcięci przez kilkunastu mendziarzy ze strzelbami na gumowe pociski i drugą takią liczbe ich kolegów z pałami, gdy nagle ekipa busowa zaczyna się napierdalać z psiarnią. Nie możemy nic zrobić prócz biernej obserwacji i nieudanej próby przebicia się. Z góry od GieKSy słychać "zostaw kibica...", którym to śpiewem GieKSa zyskuje w naszych oczach. Po kilku minutach 45 szala dołącza do grupy pociągowej i powoli wchodzimy na stadion. Bardzo powoli możnaby rzec, gdyż dziuroludki lubują się w najśmieszniejszych kontrolach i dogłębnym obmacywaniu. Gdy ok. 50 kibiców znajduje się już na sektorze, a nie ma jeszcze na nim psiarni, kilku z Hanysów sygnalizuje, że chce się zmierzyć. Nasi przeskakują przez barierki dzielące ich od GieKSy, ale starcie uniemożliwia wpad policji. W końcu po 15 minutach połączone siły grupy pociągowej i busowej w sile ponad 100 szala zajmują sektor. W tym momencie pod kasy podjeżdża ekipa autokarowa, która jak się okazuje po drodze pogoniła trochę GieKSy, cwaniakującej na jednym ze skrzyżowań w Katowicach. Pod stadion podjeżdza także kilka samochodów z naszymi. Gdy wchodzą na stadion GieKSa całkowicie milknie, a my witamy ich śpiewem i brawami. Ostatni kibic wchodzący na mecz przekręca kołowrotek, który wskazuje liczbę 194 kiboli z Nowej Huty. Przez pierwszą połowę ciągniemy niezły doping, lepszy od GieKSy, która ma częste przestoje. Nasza obecność na Śląsku wzmaga nastroje antyhanysowskie, panujące w naszym sektorze, więc głośno pokazujemy co myślimy o faszystach i folksdojczach z Hanysowa. W przerwie zajebiste humory psuje nam dziwny incydent, którego wyjaśnienia próżno szukać. Można to chyba zrzucić na ogólne podminowanie naszych kiboli. Dochodzi do małej sprzeczki wśrod hools, która kończy się na wymianie kilku ciosów i krótkiej zadymie, po której morale w młynie bardzo opada. Przez drugą połowę niewiele już jest naszego dopingu, szczególnie że nasi pupile nic nie grają i tracą bramki. Przez cały mecz trwa wyzywanie się z folksdojczami z pobliskiego sektora, którzy z Polakami nie mają za wiele wspólnego, a szczytem ich głupoty można nazwać pożegnanie nas po meczu okrzykami: "auf Wiedersehen!". Pojebani. Po meczu część ekipy pociągowej nie mająca już kasy na powrót pakuje się do autokaru, w wyniku czego do pociągu wsiada już jedynie ok. 40 osobowa grupa kiboli. Załadowany autokar dociera bez przygód do Krakowa o godz. 21:30. Ekipa pociągowa przejeżdża po drodze przez dwie kamionki (jedną urządzili wieśniacy z Krzeszowic mieniący się kibicami wisły), a później zwijają ich na 4 godziny pały i dwóch kolesi dostaje kolegium. Jeden za rzucanie butelkami w policję i prowokowanie zadymy w naszym sektorze, a drugi za posiadanie broni (bejsbol, kastet, etc.). W sumie wyjazd, gdyby nie wynik, całkiem udany, choć GieKSa po raz drugi nawet nie chciała podjąć żadnej konfrontacji. Może pozostawimy to bez komentarza.

Widziane oczami dwóch kibiców Hutnika, którym nie udało się dostać na nasz sektor:

Do Katowic przybywamy z Wrocławia w sile 2 osób. Jako, iż czasu do rozpoczęcia meczu niewiele, udajemy się tramwajem na stadion. Tutaj po fatalnej obsłudze przy kasach, jako iż naszych fanów nie widać na sektorze wchodzimy na sektor GKS-u. Skorzystaliśmy na tym o tyle, iż bilety kosztowały nas tylko 7 zł, a nie 12 zł jak zapewne płaciła większość naszych fanów. Do rozpoczęcia meczu z nudów staramy się zrozumieć gwarę śląską, która czasami jest naprawdę trudna do rozszyfrowania. GKS w młynie prezentuje się w miarę dobrze, prowadzą niezły doping, wspomagani niezłym echem zadaszenia. Po kilku minutach na swój sektor wchodzą fani Hutnika (ok. 100 osób, później dochodzi następne 100). Od razu przeskakują przez barierki starając się dostać na miejsca zajmowane przez GKS. Interwencja mundurowych niweczy jednak ten plan. W sektorze GieKSy w tym momencie zaduma, jak tutaj przedostać się na nasz sektor. Inteligencja młyna kończy się na przedyskutowaniu ustawienia kamer i do niczego nie dochodzi. W pierwszej połowie w miarę dobry doping z obu stron, za to mecz bardzo przeciętny. W przerwie kolejna zaduma, o co chodzi w naszym sektorze z bijatyką. Najpierw myśleli, że jakiś GKS-iak przedostał się na nasz sektor, później iż chcieliśmy sprowokować policję. Druga połowa w naszym wykonaniu słabsza, tracimy dwie bramki i GKS rozpoczyna doping na dwie trybuny. Z echem brzmi to nawet nieźle. Ostatnie 20 minut to umawianie się GKS-u na potyczkę z Ruchem Chorzów. Bojówka, która miała się zmierzyć z ok. 50 fanami Ruchu przedstawia się tragicznie. Ekipa składa się głównie z młodzieży po 16-18 lat. Nie wiem czy suma sumarum zdecydowali się na starcie, ale przy takiej sile ognia raczej wątpie. Na swoim sektorze wypowiedzi były bardzo odważne. GKS wyciąga 2 nasze szale z czasów przyjaźni i afiszuje się nimi po całym sektorze. Jeszcze tylko głupie docinki śląskie, z których tylko kilka dało się zrozumieć i koniec meczu. Piłkarze dziękują naszym fanom za dobry doping, a my udajemy się na pociąg do Krakowa, gdzie podróż ogólnie upływa spokojnie.

POLAR WROCŁAW - HUTNIK 0-0

Na mecz dojeżdża dwóch naszych kibiców, którzy wchodzą incognito.

Co u nas słychać?

HUTNIK - KORONA KIELCE 4-1

W Krakowie od jakiegoś czasu chodziły ploty - w większości rozpuszczane przez kibiców Żydovii - że kibice Korony przybęda do nas w liczbie zastraszającej. Dla nas, dodatkowymi bodźcami, dla których należało się wybrać na ten mecz była chęć powetowania sobie nieudanego wyjazdu do Kielc i obecność na tym meczu kibiców z ul. Kałuży. Kibice Cracovii zjawili się owszem tyle, że w liczbie 10 i byli to głównie kibice z Nowej Huty - przerzutki z Hutnika. Ale po kolei. Zebraliśmy się pod kasami w sporej liczbie, chcąc zaatakować autokar przyjezdnych. Autokar jednak nie nadjechał, a ponieważ zbliżał się mecz zawiedzeni brakiem atrakcji poszliśmy (w większości wstęp za frajer przez kraty) na mecz. Zapowiadało się, że będzie to kolejny mecz (po Bełchatowie), na który kibice gości "nie dotarli". Jednak w 20 minucie meczu na stadion wchodzi w asyście policji i ochrony ok. 25 osobowa grupa scyzorów. Bez namysłu większość naszych kiboli podrywa się z miejsc i zaczyna biec w ich stronę. Ta chaotyczność spowodowała, iż niestety skończyło się tylko na obrzucaniu ich kamieniami. Po chwili, gdy grupa już się scementowała postanawiamy przypuścić atak od strony murawy. Po wcześniejszym "otworzeniu" sobie bramy prowadzącej na płytę boiska atakujemy z murawy sektor Korony. Kibice z Kielc jednak nie mieli najwyraźniej najlepszego dnia i postanowili wydostać się ze stadionu uciekając w górę swojego sektora, a potem tratując się z pałami spierdalając w stronę kas. Poleciały w ich kierunku kamienie, brechy i inne przedmioty.



W tym momencie w zabawę wmieszały się dodatkowe oddziały policji uniemożliwiając nam kontynuowanie ataku, a kielczanom umożliwiając powrót na sektor. Gdy pały teraz bacznie obstawiały Koronę od naszej strony, postanowiliśmy obiec stadion i zaatakować z drugiej strony. I tu jednak do akcji wmieszała się tym razem ochrona, która zamknęła pół stadionu (!!!), aby nie dopuścić nas do "kieleckich chuliganów". To był niestety już ostatni akcent chuligański tego dnia. Później jeszcze kibice Hutnika z os. Oświecenia powracający do domów zobaczyli na skrzyżowaniu ulicy Bora - Komorowskiego stojący na światłach autobus odwożący kielczan na dworzec wraz z eskortą. Natychmiast biegniemy do okolicznego parku po jakieś brechy i przygotowujemy się do ataku. Policja widząc to zatamowała ruch na ulicy i przekierowała autokar na okrężna drogę. Natomiast w naszą stronę pojechał oddział policji, który stara się nas rozproszyć, co mu się w końcu udaje. Jeszcze trochę o meczu. Korona przyjechała pociągiem w ok. 25 osób, w czasie meczu dołączyli do niej wspomniani wyżej kibice Cracovii. Pod koniec pierwszej połowy wywiesili jedną flagę i prawie nie robili dopingu. U nas natomiast ok. 60 osobowy młyn, trochę "młodzieżowy". Kilka flag, race, świeca dymna i wygrana piłkarzy, ogólnie fajna atmosferka. Ładna pogoda, na stadionie zjawiło się więc ok. 1000 osób. Podsumowując, spotkanie musiało się podobać.

5/00 (czerwiec 2000)

RKS RADOMSKO - HUTNIK 0-1

Zbiórka desperatów chcących odwiedzić, w ślad za futbolistami z Ptaszyckiego, województwo łódzkie - o godzinie 13:30. Jeszcze w klubie, ludziom którzy postawili u bukmacherów na zwycięstwo Hutnika, otuchy dodał zasłyszany tekst, iż może zobaczymy "dobry mecz". Ruszyliśmy w drogę. W autokarze 26 osób. Jeden postój, na którym fan HKS-u wynosi z restauracji jakieś obszerne, a niewątpliwie wielkie dzieło malarskie. Przed Radomskiem czekają już na nas pojazdy "stróżów praworządności", którym ostatnio dorzucono do sprzętu... lornetki. Podjeżdżamy pod stadion. Na miejscowej wersji Arena jest już grupa (ok. 20) fanów z Nowej Huty, głośny doping - i zaskoczenie maluje się na twarzach miejscowych kibiców - z których większość była jeszcze zapewne świadkami zwycięstw Kazimierza Górskiego. Wchodzimy na stadion. W okolicach autokaru pojawiają się młodzi kibice RKS-u. Pojawiają się... i nic. Dookoła pełno czujnych mundurowych szeryfów. Dostanie się na stadion trochę się opóźnia. Ambitni posterunkowi z Radomska wzorując się chyba na organizatorach ME chcieli wiedzieć wszystko o przybywających kibolach. Objawiło się to czasowym zaborem identyfikatorów, ewentualnie spisywaniem danych do kilku pokoleń wstecz. Wchodzimy do sektora, wita nas grupa która dostała się na mecz busem, jest jedna flaga (barwy) i witają nas piłkarze - Grzegorz Jasiak zdobywa bramkę. Sektor Hutnika ożywił się. Wywiesiliśmy jeszcze dwie flagi. W chwilę później aktywizuje się sektor miejscowych, pojawiają się charakterystyczne kolorystycznie piaskowo-morskie flagi. Trzy zawisły na kratach zdobiąc sektor gospodarzy, nieopodal rozłożyli jeszcze czwartą, a później zaczęli wymachiwać jeszcze jedną na kiju. Tamtejszych kopaczy dopingowało ok. 30 osób. Bez bluzg na HKS. Nas w sektorze ok. 60 osób. Sielanka: śpiew, cisza w eterze, znów śpiew. Rozmowy z przedstawicielem autochtonów, osamotniona walka fana Hutnika z ochroną. Był jeszcze protest widzów. Bo kibice - ci z sektora, żeby nie napisać z miejscowego młyna - skupili się na udowadnianiu swoim piłkarzom kto tu jest Radomskiem! Ale wspomniany protest: widzowie, którzy w to niedzielne popołudnie przywędrowali na stadion RKS, w drugiej połowie meczu doszli do wniosku, iż słaba forma ich pupili spowodowana została zastrzykiem gotówki płynącej jakoby z Nowej Huty. I w ramach protestu przeciw nieobecności Temidy na murawie chcieli opuścić trybuny. Efekt - do wyjścia ruszyła tylko część z nielicznej (choć Tempo utrzymuje naiwnie, że mecz ten oglądało 2000 widzów) publiki, a i oni żałując najwidoczniej pieniędzy za bilety zostali w przejściu licząc na to, że "póki piłka w grze...". Więc ze stadionu wyszła tylko garstka. Za moment ciszę rozdarł piskliwy gwizd. Prokop, Makuch i reszta piłkarzy w białych trykotach uniosła ręce w górę w geście triumfu. W naszym sektorze radość. Po chwili do chóralnych śpiewów przyłączają się piłkarze (sic!). "Tak się bawi HKS" rozniosło się po stadionie. I powrót. I kolejny dowód na to, iż policyjne kaski dość ostro uciskają właścicieli: jednemu z fanów HKS-u, jakiś niedoszły-Halski chciał udowodnić jaką władzę daje dzierżenie w rękach strzelby, co wywołało zrozumiały wybuch agresji u wspomnianego fanatyka. Opuściliśmy ten piękny kurort. Drogę powrotną do Krakowa znaczyliśmy opróżnionymi lodówkami i pustymi półkami przydrożnych barów oraz butelkami po napoju, który jest najlepszy na Octoberfest. I tu uwaga - to wszystko pod "czujnym" wzrokiem dziwnie nieśmiałych "pączkożerców w mundurach". Dojazd do Krakowa grubo po 22. Wnioski: kapitalizm zwyciężył niegdyś cholernie piękną ideę jaką był football. W sumie może i dobrze, bo najważniejsze, że "...Nigdy nie spadnie HKS, nigdy..."

ŚWIT - HUTNIK 1-1

Na jeden z najważniejszych meczy tej rundy wyruszamy w 4 osoby. Pociągiem dojeżdżamy do Nowego Dworu, skąd udajemy się na stadion miejscowego Świtu. Jako, iż akurat jest festyn tego miasteczka, na mecz jesteśmy wpuszczeni bez biletów. Stadion Świtu to standard krakowskiej okręgówki (chociaż mógłbym urazić tutaj niektóre kluby), aż dziw bierze, że kluby z taką bazą grają w 2 lidze. Na stadionie ok. 600-700 osób. Młyn Świtu (siedzimy zaraz koło nich) to kilka osób z Legii w wieku szkoły podstawowej. Próbują robić doping, jednak wychodzi to żałośnie, a niektóre teksty totalnie nas "osłabiają". Co by jednak nie mówić najbardziej jesteśmy zaskoczeni brakiem naszych kiboli. Pod koniec pierwszej połowy na stadion dociera tylko ok. 15 naszych. Jest to tzw. stara gwardia, jeżdząca na mecze od kilkunastu lat (chwała im, że przynajmnej oni przybyli). Przybycie do Nowego Dworu tylko tylu osób (+ nasza czwórka) to przynajmniej dla mnie totalny obciach. Spodziewaliśmy się przynajmniej 50 osób (minimum). Oczywiście w takiej sile doping był na miarę możliwości. Mecz całkowicie ułożony (na remis), przypadkowa bramka dla Świtu spowodowała, iż przynajmniej można było się spodziewać drugiej dla nas (chociaż trochę niepewności przez te kilka minut było). Po meczu piłkarze dziekują naszym za przybycie, jednak te 15 osób na tak ważnym meczu wyglądało żałośnie. Wracamy podobną drogą jak przybyliśmy. Podsumowując: mecz ułożony (a teraz niech tylko Lechia umówi się z Jeziorakiem i Myszkowem i spadamy), a żenująca ilość naszych kibiców na tym meczu pokazała tylko, iż tak naprawdę piłkarze nie mają w trudnych chwilach na kogo liczyć.

Co u nas słychać?

HUTNIK - LECHIA 1-1

Mecz ten był najważniejszym meczem kolejki, nie tylko ze względu na powagę spotkania (decydował o spadku), ale także z uwagi na kibiców. Wiedzieliśmy, że razem z Lechią przyjedzie spora ilość ich przydupasów z wisły (psy chwaliły się, że będzie ich nawet tysiąc [sic!], rzeczywistość zrewidowała jednak te przechwałki, gdyż zjawiło się ich około 80). Lechii przyjechało do Krakowa 70, więc razem w wiślakami gości było ok. 150. 45 minut przed meczem, gdy na stadionie nie ma jeszcze zbyt wiele naszej starszyzny, a są już w sektorze goście, 60 starych z Lechii urywa się ochronie (trochę ją obili) i wpada na nasz sektor, wyganiając stamtąd 40 dzieciaków i zajmując go przez 5 minut. Po 5-minutowym pikniku podchodzą do nich psy, i przystawiając lufy odprowadzają na sektor. Na stadionie zaczyna pojawiać się coraz więcej starszyzny i zaczyna przychodzić coraz więcej ludzi. My ze swej strony postaraliśmy się o zajebistą oprawę pirotechniczną i nie tylko... Ochrona była na tyle inteligentna, że odebrała nam konfetti (jako "groźne narzędzie"), a nie zabrali petard, dynamitów (!) i innych tego typu "zabawek". Co chwila wybuchały więc radosne dynamity na przemian z petardami. Odpalaliśmy świece dymne, a podczas drugiej połowy odpalonych zostało 5 rac i spalony dywan z koszulek i szalików wisły i klubów z nią zaprzyjaźnionych (głównie szaliki Lechii). Lechia z wisłą siedzieli w sektorze, który był cały czas w słońcu, i doping prowadzili jedynie przez pierwsze 5 i ostatnie 20 minut spotkania. Pod sam koniec meczu, gdy widać było już, że nasi pupile nie poradzą sobie i nie strzelą tej jedynej bramki, która dawałaby nam pozostanie w II lidze, zaczęło się dozbrajanie sektora i obrzucanie kamieniami bramkarza Lechii, skurwysyna który grał na czas (spotkanie zostało z tego powodu przedłużone aż o 5 minut). Końcowy gwizdek i już wiadome jest, że to Lechia, nie Hutnik pozostanie w II lidze. W tym momencie cały sektor razem ze starymi (około 300 osób) rusza uzbrojony w brechy i kamienie w kierunku Lechii. Do akcji wkracza policja. Zaczynają strzelać z gładkolufowych strzelb. Po chwili, gdy okazuje się, że nie tędy droga, wybiegamy za stadion i próbujemy zajść Lechię naokoło. Pały czają o co chodzi i znów zaczyna się strzelanie. Za moment do akcji wkracza polewaczka. Takiej ilości kamieni i różnego rodzaju sprzętu, jaka na nią i na pobliskie suki poleciała dawno nie widziałem. Trzeba przyznać, że pobliskie torowisko, było jak znalazł jeśli chodzi o źródło kamieni. Pod naporem armatki wodnej i gumowych pocisków następuje powolny odwrót w kierunku pobliskiego skrzyżowania. Tam następuje przegrupowanie i stawiamy opór policji, która staje w miejscu zasłaniając się tarczami. Teraz od strony Centrum zaczynały podjeżdzać suki i radiowozy policyjne, które spotykały taką nawałnicę kamieni i różnego rodzaju brech, że nie potrafiły się przebić, hamowały z piskiem i poobijane zawracały. Taka walka trwała ponad pół godziny, za każdym razem sypały się ogromne ilości kamieni, rozwaliliśmy w ten sposób kilkanaście suk i radiowozów. W pewnym jednak momencie, stało się coś co nas zaskoczyło, ale był to chyba największy błąd policji w tym dniu. Z bocznej uliczki usłyszeliśmy syrenę, i zaraz na drodze pojawił się radiowóz pędzący w naszym kierunku. Natychmiast dziarsko ruszyło w jego stronę około setki, uzbrojonej w kamienie z torowiska i powyłamywane ławki. W życiu nie widziałem tak zmasakrowanego samochodu policyjnego, który po kilku sekundach otrzymywania kamieni i brech z odległości kilku metrów stracił sterowność, wjechał na skrzyżowanie i uderzył z impetem w cywilne auto, zatrzymując się. Wtedy do końca dopadli go już nasi, i z samochodu niewiele już zostało. Kilku hools otworzyło drzwi od strony kierowcy, i zaczęli kopać zakrwawionego policjanta. Niezbyt przyjemny widok. W chwilę po tym od strony Centrum nadjechał na sygnale radiowóz, normalka, za moment zaczęłoby się obrzucanie kamieniami, i by daleko nie zajechał, ale policjant kierujący pojazdem zrobił coś, co nas zaskoczyło. Otworzył szybę i nie zwalniając zaczął strzelać to w powietrze to w tłum z pistoletu z ostrą amunicją (łuski z tej broni pokazywane były w TV). W tym momencie, trochę zmiękliśmy, co innego dostać gumową kulą, a co innego z pistoletu na ostrą amunicję. Zaraz po tym, z drugiej strony przybyły posiłki i z radiowozu wyskoczył kolejny frajer z pistoletem na ostrą amunicję, strzelając tym razem w nogi... Policji w ten oto sposób, uciekając się do strzelania z takiej broni, udało się nas po jakimś czasie rozproszyć. Gratulacje, naprawdę. Cała zadyma trwała około godziny, i pokazała jak bardzo krakowska policja jest nieprzygotowana na wszelkiego rodzaju zamieszki i rozróby na mieście. Efekt to kilkanaście zdemolowanych wozów policyjnych, 5 policjantów leżących w szpitalu i 14 zwiniętych kibiców. Zadyma ta była opisywana w ogólnopolskich mediach, w radio, w TV oraz w gazetach i telegazecie TVP1. Ogólnie dzień pełen wrażeń, na pewno zapisze się na kartach Krakowa... Tak oto Nowa Huta pożegnała II ligę.

P.S. Z tego co dowiedzieliśmy się później Lechia z wisłą po meczu udali się do Świniarni (knajpa na miasteczku studenckim AGH), gdzie ochrona do nich przydymiła co skończyło się na demolce lokalu i ogólnej awanturze z policją. Ciekawe zakończenie tego chuligańskiego dnia.

Tak naszą zadymę opisała Gazeta Krakowska:

Po meczu Hutnika pseudokibice pałkami, siekierami i nożami zaatakowali policjantów. Zdemolowane radiowozy.

Piłkarze Hutnika Kraków opuszczają II ligę. W środę, po zremisowanym meczu z Lechią, grupa około 500 wyrostków, przechodząc ulicami Nowej Huty demolowała wszystko co napotkała na drodze. Brutalnie zaatakowała także policjantów.
- Rannych zostało pięciu policjantów, których odwieziono do szpitala. Kilku innych odniosło lekkie obrażenia, napastnicy podarli im mundury. Pięć radiowozów uległo kompletnemu zniszczeniu, a kilka innych uszkodzono. Zatrzymano 14 uczestników zamieszek - wylicza podkom. Robert Szydło, rzecznik prasowy krakowskiej policji. - W obronie życia funkcjonariuszy policja użyła broni na gumową amunicję.

Pseudokibice zniszczyli także autobus MPK, którym kibice Lechii Gdańsk byli przewożeni z krakowskiego dworca kolejowego na stadion. Zamieszki wokół stadionu i na ulicach Nowej Huty trwały ponad dwie godziny. Pseudokibice posługiwali się m.in. drewnianymi pałkami, prętami metalowymi, siekierami i nożami. Rzucali też w stronę policjantów kamieniami i płytami chodnikowymi.
(pap,m)

A oto artykuł z SE:

Kibice z widłami

Po meczu krakowskiego Hutnika z gdańską Lechią pobity został trener Jerzy Kowalik. Pseudokibice zaatakowali też policjantów tasakami, widłami i płytami chodnikowymi. Są ranni.

- Chcieli nas pozabijać - mówił w środę po południu krakowski policjant, pokazując pokaźny siniak na ręku. Po meczu Hutnika kibice zaatakowali mundurowych tasakami, nożami i... widłami. Pobili też trenera krakowskiej drużyny. Dziesięciu rannych policjantów, pięć całkowicie zniszczonych radiowozów, kilka poważnie uszkodzonych - to bilans zamieszek po meczu piłkarskim między Hutnikiem Kraków, a Lechią Gdańsk.

Bijatyka między kibicami zaczęła się jeszcze na stadionie Hutnika. W stronę interweniujących funkcjonariuszy posypały się kamienie i fragmenty potłuczonych płyt chodnikowych. Policjanci zostali zmuszeni do użycia strzelb na gumowe kule.(...) - Winę ponoszą działacze Hutnika, ochrona meczu była za słaba. Wezwali policję dopiero w trakcie meczu, pozwolili chuliganom wnieść na stadion drewniane pałki, butelki, kamienie, pręty metalowe, siekiery, tasaki, noże. Agresja była tak wielka, że funkcjonariusze musieli bronić własnego życia - twierdzi podkomisarz Robert Szydło, rzecznik prasowy krakowskiej policji. Po meczu bijatyka przeniosła się na ulice Nowej Huty. Kilkuset kibiców Hutnika chciało za wszelką cenę dopaść kibiców Lechii. Bitwa trwała dwie godziny. Obrażenia odniosło kilkunastu policjantów, pięciu zostało odwiezionych do szpitala.
(RS,TG).

> A tak widziało zadymę Radio RMF FM (format mp3) <

> Zdjęcia z meczu Hutnik - Lechia <

Podsumowanie Sezonu 1999/2000


NAZWA KLUBU NAS ICH KOMENTARZ
Hetman Zamość 21 0 Nic ciekawego.
Górnik Łęczna 25 30 Wśród kobiet, tatusiów i ich dzieci można było wypatrzeć niestety tylko 4 szalikowców. Z kolei my się nie postaraliśmy.
Odra Opole 0 40 Zamknięty dla nas stadion Odry.
Śląsk Wrocław 39 (49) 100 + 150 gts-u Biorąc pod uwagę miejsce w tabeli (piłkarskiej, jak i chuliganów) oraz to, że Śląsk przyjechał balować z wisłą, nie jest źle. Nas w sektorze 350, wiele akcentów chuligańskich, palimy ponad 100 szali zwisły i jej pachołków.
Polonia Bytom 10 150 Wszystkie z mecze z Polonią to kompromitacja z naszej strony
KP Konin 4 0 Mało ciekawy wyjazd.
KSZO Ostrowiec Św. 73 30 z KSZO - 0 szala
KS Myszków 15 31 Baaardzo słaby wyjazd.
GKS Bełchatów 75 0 Liczby nie kłamią.
Stal Stalowa Wola 27 0 (12) Stalówkę zawrócili spod stadionu.
Odra Szczecin 0 0 ?
Jeziorak Iława 9 0 Przynajmniej lepiej niż w zeszłym roku.
GKS Katowice 194 (200) 250 Porównując cele, o jakie walczyły nasze drużyny - prowadzimy. Poza tym na meczu u nas rozkręcamy niezłą zadymę z psiarnią.
Włókniarz Kietrz 18 0 Wyjazd piknikowy i egzotyczny zarazem.
Polar Wrocław 0 (2) 0 No comments.
Grunwald Ruda Śl. 32 0 Kolejny bezbarwny wyjazd na "przepiękny" Śląsk.
Siarka Tarnobrzeg 8 0 A kiedyś było nas tam 400...
Korona Kielce 20 25 + 10 pasiaków Nasz wyjazd to totalna klapa, oba mecze obfitujące w aspekty chuligańskie, wpadamy na murawę.
Ceramika Opoczno 5 0 Ceramika chciała nam na wyjeździe skroić flagę. Do Krakowa nie przyjechali.
Raków Częstochowa 80 8 Raków przyjazdu do Krakowa na pewno nie będzie wspominał mile, chwała im jednak, że przyjechali.
RKS Radomsko 60 0 Oczywiście z Radomska wesołe zero.
Świt Nowy Dwór Maz. 15 (19) 25 Ze Świtu przyjechała jakaś wycieczka, a my się nie popisaliśmy.
Lechia Gdańsk 1 (4) 70 + 80 wisły Nasz wyjazd to obciach, odbijamy to sobie napierdalając się z pałami po meczu u nas. Przez cały mecz się dobrze bawimy.





Dodane przez huteusz dnia 30 sierpień 2012 18:01:00 0 Komentarzy ˇ 10420 Czytań

Komentarze


Brak komentarzy.
Dodaj komentarz


Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Designed by Szymon Dziukiewicz. Powered by PHP-Fusion Strona Glowna | Forum | Galeria | Hutnik TV | Klub | Stadion | Kibice