Jeszcze sezon temu mecz z Granatem byłby hitem, na który udałoby się przyciągnąć komplet widzów. Niestety, realia się zmieniają a ludzie przyzwyczajeni do spotkań z Unią czy Wisłą przestają uważać mecze pokroju niedzielnego za ważne... A tak być nie powinno! Frekwencja była dosyć mizerna, mimo to udało się zebrać dość skromny młyn, który dopingował głównie przez drugą połowę spotkania. Warto dodać że na stadionie obecnych było kilku kibiców Dnipra. Wydarzenia boiskowe oraz mobilizacja całej krytej przyczyniły się do poprawy dopingu, także nie było tak tragicznie. Nieco przed rozpoczęciem drugiej połowy spotkania na stadion dotarło ok 40-50 kibiców Granatu, którzy powiesili sporo flag i prowadzili całkiem przyzwoity doping. Ciężko jedynie zrozumieć czemu na jednej ze stron gości napisane zostało, że ich kibice nie zostali wpuszczeni na pierwszą połowę. Trudno wpuścić kogoś, kogo pod stadionem nie ma. Miejmy nadzieję, że to jedynie wpadka kogoś nierozgarniętego... Na boisku też rewelacji nie było. Najpierw utracona bramka a potem wymęczony remis, głównie dzięki wejściu "Tonyego" - z taką grą Hutnicy mogą liczyć jedynie na utrzymanie w środku tabeli. Warto jednak podkreślić świetną formę bramkarza, który dawał sobie na swojej pozycji doskonale radę. Pod koniec meczu pojawiły się nawet nadzieje na zwycięstwo, ale kto liczył na coś więcej niż remis z drugą drużyną w lidze? Wprawdzie Hutnik nadal jest w czubie tabeli, jednak awans zdaje się raczej mało realny i opłacalny, więc nie ma co narzekać, i należy zachować spokój i cierpliwość...
Typowa trzecioligowa kopanina. Pytanie: dlaczego, chociaż wszyscy widzą jakie akcje przynoszą gole, dalej turlamy bez sensu piłkę ? Ględzenie o ubytkach w kadrze kompletnie mnie nie przekonuje. Taktykę ustawia się pod umiejętności piłlarzy a nie zwala na nich zadań, które na ten moment Ich przerastają. Zabawne, że o mało nie wygraliśmy meczu, który powinniśmy, z taką grą, wysoko przegrać.